Adam o wielkanocnych zabawach z przymrużeniem oka


Przypalone mleko versus mleczko kokosowe. Tort urodzinowy versus brudna woda po praniu. Czekoladowy budyń versus karma dla zwierzaków –  takimi dziwnymi pastylkami uraczył mnie pewnego razu znajomy chłopiec. Jelly beans, pastylki jak pastylki. Wprawdzie bardzo dziwne smaki (nieraz ohydne, wstrętne, obrzydliwe), ale kolorowe, pstrokate, wręcz urocze.


Poczułem się tak, jakbym został poczęstowany przez Koszmarnego Karolka, czy innego ancymonka tego pokroju: Hanię Humorek, Radka Szkaradka, czy Grega „Cwaniaczka”.


A choć jest kwiecień, to nie jest to prima aprilisowy żart (i wtedy nie był). Spojrzałem do kalendarza i stwierdziłem, że okres wielkanocny to czas żartów i dowcipów. Jajcowania można by rzec! Bo choć prima aprilis już za nami to nic nie szkodzi, bo pojawia się prawdziwe eldorado dla takich bohaterów, jak chociażby Tomek Saywer. O czym mowa? O zwyczajach wielkanocnych!

Wiwat! W poranek wielkanocny całe wioski rywalizowały o najgłośniejsze, najefektywniejsze wybuchy, wystrzały i to nie tylko z petard. Dawniej na znak zmartwychwstałego Pana strzelano na wiwat z dubeltówki (raj dla łobuziaków). Niekiedy bębniono na wielkich kotłach, bito w dzwony… Dookoła robił się rwetes i harmider. A dla najbardziej odważni stosowali „plucie ogniem”. Koszmarny Karolek pewnie i z tym dałby radę!

Konopielka – wielkanocna kolęda. Młodzi mężczyźni nawiedzali domostwa z pieśnią życzeniowo-zalotną. Kolędowanie rozpoczynało się od pytania kierowanego do gospodarzy z prośbą o pozwolenie na rozweselenie domu. Jeśli odmawiano kawalerom poczęstunku, śpiewali złośliwe piosenki (coś dla Grega). Gospodarze bali się takich przyśpiewek, bo wierzono, że wróżą nieszczęście, a córce gospodarza – staropanieństwo. Tutaj Hania Humorek by nie zaszalała, ale we wtorek wielkanocny mogłaby dać upust swojej energii, ale o tym za chwilę.

Śmigus dyngus — kolejna okazja dla chojraków. Według tradycji oblewanie wodą miało sprzyjać płodności, dlatego oblewane były przede wszystkim panny na wydaniu. I tutaj warto wspomnieć o wielkanocnym smaganiu. Jest to delikatne chłostanie dziewcząt w takim samym calu jak polewanie wodą. O Kurku Dyngusowym może nie warto tu wspominać, bo niejeden hultaj może podłapać tę zabawę. Śmigus – smagać, czyli uderzać czymś; dyngus – wykupywać. Jednak jak się taka Hania Humorek nie wykupiła w Poniedziałek Wielkanocny, to już we wtorek mogła zaszaleć, bo zgodnie z tradycją dnia dziewczynki polewały wodą chłopców – babaskik. Wzajemne gonitwy i chlustanie się wodą często przedłużało się na następne dni.

Siuda Baba – zacna tradycja idealnie wpisująca się w klimat żartów i zgrywusów. W Poniedziałek Wielkanocny mężczyzna przebrany za usmoloną kobietę w podartym ubraniu, chodził od domu do domu, szukając młodych panien, by wysmarować je sadzą.

Wybitki — rozbijanie jajek rękami. Często w środek oszukańczo się coś wpuszczało, żeby nie można było szybko rozbić. Harce nie jednego się trzymały. Raz…dwa…trzy… stukasz ty! Niejeden do jajka wpuszczał smoły i tym sposobem zawsze zbierał wszystkie jajka (ale jakoś tak mało fair play – do tego zdolny byłby tylko Kapitan Majtas). Pisanki też dla zabawy przerzucało się przez stodołę. Również we wtorek po Wielkanocy obchodzono rękawkę. Do tradycji należało m.in. rzucanie oraz toczenie jaj.



Miś jako Hania, Policjant – Karolek, Kominiarz – Cwaniaczek, Siwek – Radek … i z tej zgrai zebrałby się niezły pochód wielkanocnych przebierańców, który w każdym regionie Polski inny ma charakter, ale cel jest ten sam … dobra zabawa! Żandary, śliwki wielkanocne – to nasze zwyczaje, ale co do tego ma na początku wspomniane Jelly bean?


22.04 obchodzimy Dzień „Fasolkowych” Cukierków Jelly Bean. Większość historyków uważa, że te słodycze związane były z obchodami Wielkanocy w Stanach Zjednoczonych w latach 30. XX wieku. Tradycyjnie cukierki te składają się z 8 smaków (wiśnia, pomarańcza, limonka, winogrono, lukrecja, truskawka, mięta, cytryna), ale dla zgrywusów znajdą się i inne… wyszukane smaki.

Fot. Zdjęcie główne Graham Walker/Pexels

Komentarze